piątek, 9 listopada 2012

Osobliwa wycieczka

Dzisiaj znów będzie o wydarzeniach, które miały miejsce dosyć dawno temu. Mój blogowy wehikuł czasu zabieram w podróż do upalnego lata 2011. Wtedy właśnie razem z moją Ukochaną postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę, aby pozwiedzać... szpitale. Tak, właśnie te przybytki padły celem naszej wyprawy. Powód był bardzo prosty.Otóż, żyjemy w czasach, w których możemy wybrać miejsce, w którym przyjdzie na świat nasz potomek. Skoro istnieje taka możliwość, należałoby z niej skorzystać. Lecz aby dokonać właściwego wyboru, koniecznie trzeba poznać potencjalnych kandydatów, w tym wypadku - szpitale. A żeby poród nie był randką w ciemno, zdecydowanie lepiej zrobić to przed niż po.


Wzięliśmy się więc ostro za gromadzenie informacji. W mieście szpitali jest dosyć dużo i bardzo trudnym zadaniem byłoby je wszystkie odwiedzić osobiście, więc zdecydowaliśmy, że najpierw poczytamy o wszystkich placówkach i wyeliminujemy te, które nie spełniają naszych oczekiwań. Kiedy lista skróci się do kilku pozycji ruszymy na miasto. Moja Ukochana podeszła do zadania z wielką determinacją i niemalże samodzielnie przeprowadziła taką selekcję, że już po kilku dniach z niespełna dziesięciu szpitali, zostały trzy. Bardzo pomocna w procesie wybierania miejsc, które przyjdzie nam odwiedzić, była strona fundacji “Rodzić po ludzku” oraz lokalna prasa.


Po wyłonieniu finałowej trójki przyszedł czas na zwiedzanie. Pierwszy, łupem naszych ciekawskich oczu padł szpital im. S. Żeromskiego. Budynek i otoczenie bardzo przypadły mi do gustu. To szpital z prawdziwego zdarzenia - pomyślałem. Czyli taki, w którym łatwo można się zgubić. Pełen tajemnych przejść, korytarzy, ukrytych klatek schodowych i innych tego typu atrybutów. Dokoła zielono, przyjaźnie. No i ten ogród. Położna, która nas oprowadzała była bardzo ciepłą i serdeczną osobą, która nie boi się odpowiadać na żadne pytania. Była to bez wątpienia położna z powołania, patrząca czułym okiem na kobietę w ciąży i jej gorączkowo zachowującego się partnera. Zobaczyliśmy salę porodowe i poporodowe, wśród których niestety nie było preferowanych przez nas “jedynek”. Dowiedzieliśmy się, że nie istnieje możliwość wybrania i opłacenia położnej, która odebrała by poród naszego szkraba. Podobno ordynator nie zgadzał się na to twierdząc, że “wszystkie położne są równie dobre”. Nie wiem dlaczego, ale miałem przeczucie, że tak tam właśnie jest, że pacjentki na pewno traktowane są z troską. Może dlatego szpital im. S. Żeromskiego został wyróżniony przez fundację “Rodzić po ludzku”. Wieloosobowe sale poporodowe oraz brak możliwości wybrania położnej jednak przesądziły o tym, że nie został on przez nas wybrany. Pojechaliśmy dalej.


Ciąg dalszy nastąpi... :)

2 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie :)) Też w ciąży zwiedzałam porodówki, a i tak wpakowałam się w gówno. Nie zawsze to co pięknie wygląda jest takie w rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. Czasem niestety jest tak, że pod ładnym opakowaniem czai się coś czego ładnym nazwać nie można. Szkoda, że tak jest bo uważam, że podczas porodu trzeba zrobić absolutnie wszystko, aby zapewnić rodzącej jak najlepsze warunki. Chciałbym, aby personel szpitala zawsze podchodził do takiej pacjentki z szacunkiem i troską.
    W kolejnym wpisie kolejne dwie porodówki. W jednej z nich zostaliśmy przyjęci w dość interesujący sposób. Ale o tym wkrótce:)

    OdpowiedzUsuń