Lato. Mimo, że do dnia jego kalendarzowego pojawienia się na mapie pór roku pozostało jeszcze kilka dni, już daje o sobie znać (post powstawał już jakiś czas temu). Słońce jest coraz bardziej odważne i bawi się z nami, sprawdzając, jak wysoką temperaturę uda się nam znieść bez narzekania. Cały świat się zieleni. Drzewa, trawniki i klomby skąpane w upale wytwarzają tę niesamowitą woń, która wdziera się w nozdrza z niesamowitą siłą. Oszałamia i daje poczuć, że przez jakiś czas będziemy żyli w "ciepłym kraju".
Skoro o naturze mowa, zauważmy, że nie tylko rośliny zaczynają zwracać na siebie uwagę. Robią to również zwierzątka. Szczególnie te malutkie. Najpierw jedna czy druga mucha nieśmiało zasygnalizuje swoją obecność. Następnie ogromny komar wyląduje na stole w porze obiadowej. Wreszcie wieczorem (lub nocą), kiedy leżymy już we własnym łóżku, nierzadko w towarzystwie kilkudziesięciu naliczonych owiec, zjawia się on. Cieniuteńki krzyk, który dobrze znamy, obwieszcza nam, że właśnie przyleciał na kolację. Tak to nasz ulubieniec, a może raczej ulubienica - komar.