niedziela, 24 maja 2015

Zakazane piosenki.

Fascynacja traktorami. Od niej wszystko się zaczęło i w niej należy upatrywać przyczyny wydarzenia, które stało się inspiracją niniejszego wpisu. Wybaczcie, ale nie pamiętam początków. Nie pamiętam pierwszego traktora, który wpadł w ręce Malucha. Nie pamiętam też kiedy po raz pierwszy, podczas nocnej eskapady do łazienki, nadepnąłem na ustawioną dachem w dół kabinę, która w jakiś sposób została oddzielona od reszty pojazdu. Lecz faktem jest, że gdy spojrzę w kierunku pojemników, służących do przechowywania zabawek, zawsze zobaczę traktor, albo dwa. Jeden zielony, inny czerwony; ten z przyczepą, z tamtego spogląda na mnie pan rolnik oraz zwierzęcy gang, okupujący przyczepę.
Wraz z nami mieszka wiele traktorów, ale wszystkie mają swojego protoplastę w maszynie, którą mój synek mógł oglądać wiele razy w miejscu zamieszkania jego babci. Ten żółty "wielkolud" ("wielkoaut"?) często stał zaparkowany nieopodal trasy wytyczonej przez kółka spacerówki. Na Maluszku wywierał on niesamowite wrażenie. Tym bardziej, że oprócz wpatrywania się w traktor z podziwem, miał on wielokrotnie okazję usiąść za kierownicą maszyny. Potem były filmy.

Na youtubie można znaleźć wszystko, a nawet jeszcze więcej. Kilka razy przekonałem się o tym, że można tam trafić na coś, o czym wolałoby się nie mieć pojęcia. Potem trzeba czasu, aby o tym zapomnieć. Moje Dziecię jest fanem nowoczesnych technologii. Lubi smartfona i lubi jutiuba. To w ogóle jest materiał na oddzielny wpis. Tak się złożyło, że Maluch bardzo chciał obejrzeć jakiś filmik o traktorze. Znalazłem takowy. Właściwie była to piosenka o rolniku, który bierze żonę, która bierze dziecko, które bierze nianię, która bierze pieska, a na końcu serek zostaje sam. Piosenka przebojowa, wpadająca w ucho (sam śpiewałem ją w przedszkolu). Wsłuchiwaliśmy się w historię owego rolnika, aż stała się już nudna, bo doskonale znana.
Maluch chciał rzucić okiem na inne traktory i tym sposobem trafił na zupełnie nowy film. Właściwie był to pokaz slajdów z różnymi modelami ciągników. Największym jednak atutem owego filmu była ścieżka dźwiękowa. Stanowiła ją raczej znana piosenka, której tekst oznajmia nam co musi być, a także konsekwencje spowodowane sytuacją, kiedy czegoś takiego nie ma. Aby nieco przybliżyć ten utwór pozwolę sobie zacytować jedną ze zwrotek:

"Kawa, kawa, kawa musi być!
Jak nie ma kawy, nie ma zabawy"

Piosenka jest bardzo chwytliwa, zachowana w stylistyce disco-polo. Po odpowiedniej liczbie obejrzeń (odsłuchań?) wwierca się w głowę i śpiewa się sama (mimo tego, że właściciel głowy wcale sobie tego nie życzy). Autor tekstu utworu, oprócz kawy, wymienia jeszcze kilka używek, rzeczy i osób, które "muszą być", bo jak ich nie ma to "głowa się kiwa" albo "rozum jest krótki" lub "człowiek jest szalony". Film jest bardzo popularny na youtubie, ma ponad 17 milionów obejrzeń. Nie dziwię się. Dzieciom na pewno podobają się zdjęcia różnych modeli kolorowych traktorów. Do tego radosny zaśpiew i akordeonowe przygrywki. Po prostu hit. Obejrzeliśmy film wiele razy.

Przenieśmy się teraz do osiedlowego sklepu spożywczego. Jest sobota, około 10 rano. W sklepie jest dosyć tłoczno, a kolejka do kasy przypomina Snake'a na 30. poziomie. Stoimy z Maluchem mniej więcej w środku. Akurat tak się składa, że w tym miejscu, poukładane są kartony z piwem w puszkach. Mój towarzysz rozgląda się po sklepie. Nagle zauważa owe puszki. Oznajmia to krzykiem: "Piiiwooo!". Zwraca tym uwagę uwagę wszystkich stojących w kolejce. Tak, dwu-i-pół-latek krzyczący "piwo", to ciekawe zjawisko. Na niektórych twarzach zauważam uśmiechy. Po chwili kolejka porusza się, wszystko wraca do normy. Nikt nie zwraca już na nas uwagi, gdy nagle Maluch zaczyna na cały głos śpiewać:

"Piwo, piwo. Piwo musi być!
Jak nie ma piwa, głowa się kiwa!
Piwo, piwo. Piwo musi być!!"

Znów jesteśmy w centrum uwagi. Ludzie patrzą z niedowierzaniem, a na ich twarzach pojawia się uśmiech. Maluch zadowolony z wrażenia, jakie wywarł śpiewa dalej i chyba głośniej. Co robię ja? Otóż ja nie mogę wytrzymać ze śmiechu. Sytuacja jest przeurocza. Opieram się o ladę i bije brawo. To naprawdę wspaniały występ. Tak, piosenka może i nieodpowiednia do wieku. Może powinna być "zakazana". Może naiwna i w ogóle beznadziejna. Jedno jest jednak pewne. Zaśpiewana przez mojego synka wtedy w sklepie, sprawiła, że szary sobotni poranek nabrał barw, rozświetlił się uśmiechami ludzi, którym na pewno (chociaż na chwilę) poprawił się humor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz